poniedziałek, 1 lutego 2021

Każdy koniec to nowy początek

Dla każdego z nas 2020 był jak obóz przetrwania. Nie był ani łatwy ani przyjemny. Tragedia robiła tragedię. Jednak jakoś udało nam się dotrwać do jego końca i z płomykiem nadziei tlącym się już na niedopalonej świecy optymizmu wnieśliśmy modły o lepsze jutro.
A zderzenie z nowym rokiem nie przyniosło póki co nic dobrego.
Porzuciłam pisanie bloga już dawno. Nie czułam  potrzeby dzielenia się tym co siedzi i kiełkuje w mojej głowie ale to co sie wyprawia w Polsce przechodzi moje pojęcie. Nie tylko moje ale i wielu kobiet. Ludzi którzy widzą że obostrzenia przedłużają się bez większego sensu.
Może i mam 22 lata i nie znam życia ale też jestem częścią jakiejś wspólnoty  społeczeństwa, rodziny. Póki nie zabrali mi możliwości mówienia, pisania i dzielenia się tym co myślę będę pisać. 
Cały poprzedni rok chciałam zacząć nagrywać podcast. Miałam do tego kilka podejść i nadal rośnie we mnie to nasionko. Bo przecież doświadczenia nie mam A jakoś to trzeba by było zorganizować. 
Co będę publikować? Przemyślenia, rady i tak dalej. Tak o. Rozsiadz się wygodnie, wypij ze mną kawę i rozgość się.
To mój mały dziennik przetrwania.
Dlaczego sądzę że mam coś do przekazania ?
Co takiego spotkało mnie w 2020?
1. Dwa razy straciłam pracę W tym źródło utrzymania 
2. Rodzice wyrzucili mnie z domu co kompletnie załamało mnie i zniszczyło resztki jakichkolwiek relacji z rodzicami
3. Załapałam się na pierwszą "ture" zdalnego nauczania która była dla mnie katorgą. Koszmarnie źle zorganizowane zajęcia i to jaką sama sobie narzucilam presję mnie dołowały 
4. Kłótnie i fałszywe oskarżenia osób bliskich, totalny brak zaufania do kogokolwiek
5. Kryzys egzystencjalny (nic nowego)

To tak z grubsza. Musiałam się szybko usamodzielnić. Bez pomocy osób które w moim poczuciu powinny zapewnić mi poczucie bezpieczeństwa. Codziennie walczę sama ze sobą żeby wstać. Żeby jednak próbować robić cokolwiek co może zmienić moje myślenie i znaleźć motywację do tego żeby się nie zabić.
Szczerze ? Gdyby nie mój partner i przyjaciółka może nie było by mnie na tym świecie. 
Nie musiałabym oglądać tego zła. Ale po co przyspieszać coś co i tak jest nieuniknione. Może mam coś ważnego do zrobienia skoro nic mnie jeszcze nie zabiło. Kiedyś nie sądziłam że uda mi się dożyć 20 lat i wiele innych wspaniałych osób ma podobne myśli. 

Dlatego będę tu sobie pisać. Dla siebie i może też dla innych wysokowrażliwych dusz. Znam wasz ból. Nie każdy rozumie jak możemy tak bardzo "odczuwać". Nie możemy dac się temu syfowi,  gdyby nie my, pełno empatii i miłości świat zszedłby na psy.

Ściskam Was mocno, walczcie o siebie